czwartek, 20 października 2016

Ciężkie początki mamy...

Cóż. Macierzyństwo to nie ciasto w polewie czekoladowej, nie jest słodko, bardziej porównała bym do skandynawskich cukierków lukrecjowych. Nie każdemu smakują, niektórzy przyzwyczajają się do smaku szybko, drudzy trochę dłużej. Są słodkie, a zarazem cierpkie, gorzkie i słone. 
           Ja jako świeżo upieczona mama nie spodziewałam się tego co nadejdzie, byłam omamiona widokiem słodkich i wiecznie uśmiechniętych bobasków z reklamami, internet bombardował informacjami jakie dzieci są grzeczne, wspaniałe, czyste i kochające. Rodzice opowiadali jaka to byłam grzeczna "jadłam, spałam i robiłam w pieluchę - cud dziecko". Teraz to ja zostałam mamą i życie zweryfikowało moje informacje.
                Z córą wiele przeszłyśmy, tak my. Mnie dopadła depresja poporodowa, było groźnie, ale już wychodzę na prostą, chociaż, jestem w szoku, bo to jaka się stawałam to nie byłam JA. Ta miła, kochając, uwielbiająca dzieci i niepotrafiąca skrzywdzić muchy, przyznaję, krzyczałam na córcię (ale jak już dochodziło to szybko zamykałam się w łazience i płakałam), czasami myślałam i mówiłam rzeczy, które nie wierzę, że przeszły mi przez usta (wstyd mi pisać jakie), gdyby nie mąż nie wiem jak by to było. To on uspakajał córkę, po czym przychodził do mnie, tulił i mówiła jak bardzo mnie kochają, powtarzał jak mu się podobam, gdy zaczynałam się nienawidzić patrząc w lustro. Wstawał ze mną w nocy, gdy trzeba było karmić dziecko i rozmawiał, bym tak nie odczuwała zmęczenia, jak tylko mógł zajmował się córą bym ja odpoczęła.
         Córka nie miała spokojnego startu, biegunki, wzdęcia, kolki, zaparcia, odparzenia, przeziębienie... Potęgowały problemy w naszej relacji, ale gdy wszystko ustąpiło, zobaczyłam jak się uśmiecha, gdy widzi jak ja się uśmiecham, zagaduje i guga do mamy. Tamta Zła Ja zaczęła odchodzić. Teraz czasem się zdenerwuję, ale od razu wyjdę i się uspokoję by wrócić jako MAMA do mojego maluszka.
             Biegnę na każdy płacz, tulę nawet bez powodu, bawimy się, 'plotkujemy', wydaję krocie na jej ciuszki (i jestem szczęśliwa), wychodzimy razem, czytamy.
             Pogodziłam się z utratą, życia osobistego, bo nigdzie nie wyjdę, mam przecież dziecko, którym muszę się zająć. Cóż uroda nie jest wieczna, kiedyś musiała się popsuć, może wróci do poprzedniego stanu, może nie. Figura, jak tylko już  będę mogła zacznę ćwiczyć i wierzę, że wrócę do formy, na razie zostają tylko spacerki ;) Życie też zweryfikowało moje znajomości, najbliższe mi osoby wraz z moim porodem zapomniały o mnie, a te, które myślałam, że mnie skreśliły, tak naprawdę dalej są przy mnie. 

Przy wyjściu z tej złej sytuacji pomogła mi jedna myśl: "To ty zdecydowałaś się na takie życie, decydując się na dziecko i jest ono twoim dziełem... Twoim Cudem"

I proszę pokażcie ten wpis każdej mamie, tej aktualnej i przyszłej, żeby wiedziały, że nie są same, że my też mamy takie problemy. Mogą wam nie mówić tak jak ja nikomu nie mówiła, ale niech wiedzą, że nie tylko one się z tym zmagają <3

Dziękuję za wysłuchanie mnie i z faktu iż jest 9 rano to Miłego Dnia, a ja biegnę robić zdjęcia do kolejnego wpisu, póki moja mała diablica śpi.